W zeszłym tygodniu Chiny wytoczyły wojnę przeciwko kryptowalutom. Choć już wcześniej komunistyczne władze nie były przychylne cyfrowym pieniądzom, tak stanowcze stanowisko wstrząsnęło rynkiem. Co jednak ma z tym wspólnego DeFi i dlaczego nie należy wyciągać pochopnych wniosków?
Spóźniony zakaz kryptowalut
W miniony piątek Bank Ludowy Chin (PBoC), tamtejszy bank centralny, wydał komunikat, w którym napisano: “wszystkie transakcje związane z kryptowalutami są nielegalne w Chinach”.
Choć słowa te są bardzo mocne, na pewno nie są niespodziewane. Wszak już kilka tygodni wcześniej przedstawiciele chińskich władz zapowiadali wprowadzenie regulacji i praw, które w zasadzie miały zlikwidować handel kryptowalutami.
Spekuluje się, że czas, w którym tego typu zakaz jest ogłaszany, nie jest bez znaczenia. Już w najbliższych miesiącach do powszechnego obiegu ma wejść cyfrowy yuan, a wszelkie inne cyfrowe aktywa mogą być traktowane jako potencjalna konkurencja dla CBDC.
Teraz jednak garść bardziej pozytywnych newsów dla krypto-inwestorów. Mianowicie: ten zakaz nie ma większego znaczenia. Tak, nastąpiło tąpnięcie na rynku, a cena Bitcoina i pozostałych altcoinów spadła, ale były to tylko chwilowe straty.
Chiński zakaz nie jest początkiem końca kryptowalut. Wszystko przez to, że Kraj Środka już od kilku lat jest na obrzeżach krypto-świata. W ogóle to właśnie Azja była centrum obrotu wirtualnymi pieniędzmi przez długie lata. Od pewnego czasu trend zaczął się jednak odwracać i dziś takie kraje jak Chiny, Japonia, czy Korea Południowa nie stanowią o większości transakcji na rynku kryptowalut.
Europa w samym centrum
Firma badawcza skupiająca się na analizach technologii blockchain Chainalysis opublikowała raport, z którego jasno wynika, że wolumen obrotu kryptowalutami w Chinach zaczął spadać na długo przed ogłoszeniem PBoC.
W tym samym czasie prymat na rynku krypto przejęła Europa. Zachodnia, Centralna i Północna część Starego Kontynentu stanowi 25% wszystkich aktywności związanych z cyfrowymi pieniędzmi, a rocznie obraca się kryptowalutami wartymi ok. 4 kwintylionów złotych.
Powyższa grafika pokazuje zmianę trendów w przemyśle kryptowalutowym. Z czego ona jednak wynika? Dlaczego nagle to Europa stała się centralnym węzłem handlu zdigitalizowanymi pieniędzmi?
DeFi, czyli nowy rynek dla inwestorów
W przeciwieństwie do Ameryki Północnej, która stanowi około 20% światowego handlu kryptowalutami, a jej wykres pozostaje stosunkowo stabilny w porównaniu choćby z Azją, wyższy wzrost w Europie wydaje się związany z falą inwestorów instytucjonalnych poszukujących ekspozycji na przestrzeń kryptowalutową, zwłaszcza na Decentralized Finance (DeFi).
Ta zmiana jest znacząca. Jeszcze w lipcu 2020 roku inwestorzy instytucjonalni z Europy mieli ulokowane w cyfrowych środkach tylko 5,5 miliarda złotych. Rok później ta kwota wynosiła już 183 miliardy złotych. Jest to ponad 33-krotny wzrost w ciągu zaledwie 12 miesięcy. Jak podkreślają eksperci, ten wynik koreluje z boomem na DeFi.
Dlaczego w takim razie to zainteresowanie wybuchło tylko w Europie? Azja sama ogranicza możliwości inwestycyjne kryptowalut. Natomiast co do USA, współzałożyciel i prezes startupu Linus Matthew Nemer przekonuje, że Europejscy inwestorzy zawsze wyprzedzali amerykańskich o co najmniej rok w inwestowaniu w DeFi. Dodatkowo rozwojowi zdecentralizowanych finansów sprzyjają też bardzo otwarte prawa finansowe.
To wszystko sprawia, że Europa przejęła palmę pierwszeństwa od kojarzonej z kryptowalutami Azji i stała się centrum handlu cyfrowymi zasobami.